Anioł wyrusza zatem po lokatorach w sprawie składek, żeby móc zwrócić Furmanowi pieniądze.
|
Dobry. Ja w sprawie składek.
|
|
|
|
Nie, nie, nie proszę pana. Męża nie ma. On poszedł na chwileczkę tę gosposię od profesora uspokoić bo to krzyczy.
|
|
|
|
Dobrze, to ja poczekam.
|
|
|
|
Ale proszę pana jego to już uuuu... jego to już z godzinę nie ma.
|
|
|
|
Proszę panią. Ja myślę, że on do profesora chodzi, a to nie jest w porządku. No dobra. A wie panie, że ja panią pamiętam?
|
|
|
|
Nie...
|
|
|
|
O!
|
|
|
|
Skąd?
|
|
|
|
Śpiewała pani u mnie w Pułtusku.
|
|
|
|
Naprawdę pamięta mnie pan?
|
|
|
|
Tak, pięknie pani śpiewała. Te oczy... te nogi.
|
|
|
|
Bardzo ładnie, że pan mnie pamięta.
|
|
|
|
Takich rzeczy się nie zapomina proszę panią.
|
|
|
|
He, he, he.
|
|
|
|
Anioł idzie zatem do profesora. Już ma pukać do drzwi, lecz słyszy chichotanie Zosi i Kubiaka. Po chwili już jest dźwigiem Kotka wyciągany pod okno profesora, by móc ocenić sytuację z bliska.
| |
|
|
Panie gospodarzu! Jeśli naprawdę u profesora ulatnia się gaz, to niech pan śmiało rozbije szybę, ja skombinuję nową!
|
|
|
|
Ciii.... Niech pan tak nie krzyczy, wiem co mam robić.
|
|
|
|
Co?
|
|
|
|
Wyżej, wyżej! Bliżej!
|
|
|
|
A u profesora Zosia karmi Tadzia, ten ją czule obejmuje, bierze ją na ręce i kładzie się z nią do łóżka.
| |
|