Anioł siedzi przy stoliku, dłubie w nosie a z wydłubanej substancji robi toczy sobie kulki. Tę upojną czynność przerywa pukanie do drzwi.
	
	
						
							|   | Wlaz! |  | 
							
				|  | 
								
				|  | Do pokoju wchodzi murzyn. W ręce trzyma szklankę, przykrywając ją drugą ręką, tak by jej zawartość nie wydostała się na zewnątrz. |  | 
							
				|  | 
								
							|   | Aaa... jaki pan miły, e whisky? |  | 
							
				|  | 
								
							|   | Tu niech pan patrzy, to zwierzę, o! |  | 
							
				|  | 
								
							|   | Eee... jakie to zwierzę panie, to jest normalny karaluch. Karaluch, rozumie pan? |  | 
							
				|  | 
								
							|   | Rozumie pan. |  | 
							
				|  | 
								
							|   | Taki robal. Nie... niech się pan nie martwi, on nie gryzie. |  | 
							
				|  | 
								
							|   | To ja wiem, ale co on robi w mojej kitchen? Ja nie znałem to słowo i przyniosłem żeby pan widziała to. |  | 
							
				|  | 
								
							|   | To teraz wiem, no. Panie, tam gdzie mieszkają ludzie... |  | 
							
				|  | 
								
							|   | Ja. |  | 
							
				|  | 
								
							|   | ... tam są i karaluchy. Więc niech pan się nie przejmuje. |  | 
							
				|  | 
								
							|   | I co ja mam z tym zrobić? |  | 
							
				|  | 
								
							|   | A tego to ja już nie wiem wie pan, to jest pański robak. |  | 
							
				|  | 
								
							|   | Mój? (Murzyn wyrzuca i rozdeptuje robaka na podłodze.) Także twój, wspólny. Kubeł szmata, o! |  | 
							
				|  | 
								
							|   | Miećka! Chodź no tu ze ścierą! (Zabiera się z powrotem do kopania w nosie.) |  | 
							
				|  | 
								
				|  | A w mieszkaniu profesora, coś dziwnego łazi po ścianie. Profesor pisze na maszynie, zauważa to coś i woła Zosię, która w kuchni rozmawia z sąsiadką Lewicką. |  | 
							
				|  | 
								
							|   | Zosiu! Zosiu pozwól tu na chwilę. Dzień dobry pani. |  | 
							
				|  | 
								
							|   | Dzień dobry. Dzień dobry. |  | 
							
				|  | 
								
							|   | Zosiu powiedz mi, co tu chodzi po ścianie? |  | 
							
				|  | 
								
							|   | odskakując nerwowo na widok zauważonego na ścianie robala -					Jezus kochany! Panie profesorze to jest jakaś odmiana chrząszcza. |  | 
							
				|  | 
								
							|   | Jaka tam odmiana chrząszcza, to jest karakon. |  | 
							
				|  | 
								
							|   | Nie, nie, nie. Pomyliłam się. Panie profesorze dla mnie to wygląda na prusaka. |  | 
							
				|  | 
								
							|   | Prusak? |  | 
							
				|  | 
								
							|   | Jaki prusak? To jest karakon. Ja zęby zjadłam na karakonach, ja wiem, że to jest karakon, no widzę. |  | 
							
				|  | 
								
							|   | demonstrując -					He... przecież widzi pani, że ma ten... o ten... tu tą hałdę ma ten... ten ma tu, tu ma te... i tu ma ten płaszcz chitynowy ma, o tak zarzucony. |  | 
							
				|  | 
								
							|   | sprzeczając się z Lewicką -					Jaki ten, to jest karakon. Ale ja wiem co to jest proszę pani, ja się karakonami... |  | 
							
				|  | 
								
							|   | Zosiu, Zosiu! Bez względu na to, co to jest, proszę usuń to ze ściany. |  | 
							
				|  | 
								
							|   | Ale to naprawdę jest karakon. Karakon. |  | 
							
				|  | 
								
							|   | Wyraźnie jest płaszcz chitynowy tak nasunięty. |  | 
							
				|  | 
								
							|   | zmiatając go ze ściany na szufelkę a następnie z niej za okno -					Karakon. |  | 
							
				|  | 
								
							|   | No, prusaczek. |  | 
							
				|  | 
								
							|   | Teraz proszę zamknąć okno. To zwierze gotowe jeszcze tu przyfrunąć. |  | 
							
				|  |